Jak mądrze inwestować w dzieci?
To pytanie zadaje sobie wielu rodziców. Często jeszcze zanim dziecko się urodzi zastanawiamy się nad wyborem najlepszego przedszkola, a nawet szkoły.
Już od dnia narodzin staramy się „dobrze wychowywać” swoje dziecko: nie nosimy za często, żeby się nie przyzwyczaiło, uczymy spać w swoim łóżeczku, kupujemy mnóstwo „edukacyjnych” zabawek, które mają nauczyć je liczyć, poznawać litery i używać zwrotów grzecznościowych po angielsku zanim jeszcze nauczy się mówić. Uczymy je pływać, zanim jeszcze nauczy się siadać, a zanim ukończy drugi rok życia często uczestniczy już w licznych zajęciach dodatkowych, które mają za zadanie stymulować jego rozwój motoryczny i poznawczy.
Wszystko po to, aby zapewnić mu dobry start, pomóc zdobyć jak najlepsze wykształcenie i jak najlepiej przygotować do dorosłego życia. Czy jednak wiemy jak będzie wyglądać nasz świat za 20 lat?
Z całą pewnością będzie inny niż jest dzisiaj. Nasi rodzice przygotowując nas do życia nie wyobrażali sobie komputera wielkości książki, Internetu czy telefonu komórkowego w kieszeni 10-latka. Czy zatem my możemy wyobrazić sobie świat, w którym będą żyły nasze dzieci? Jak można im pomóc nauczyć się w nim żyć? Jaką wiedzę przekazywać? W jakie umiejętności wyposażyć? Czy w ogóle możemy je do dorosłego życia przygotować?
Najlepsze co możemy zrobić dla naszych dzieci, to zainwestować w siebie samych i swoje umiejętności budowania trwałych relacji z innymi ludźmi, zaakceptować siebie, dać sobie czas. Nauczyć się odróżniać problemy własne, od problemów naszych dzieci. Nauczyć się jasno wyrażać swoje potrzeby, emocje i oczekiwania. Wtedy dopiero będziemy mogli umiejętnie pomagać naszym dzieciom w zaspokajaniu ich własnych potrzeb i towarzyszyć im w drodze do dorosłości.
Często najtrudniejszym zadaniem rodzicielskim jest uwierzyć w samodzielność swoich dzieci. W to, że większość problemów potrafią rozwiązać same, a każda udana próba jest dla nich źródłem niewyobrażalnej satysfakcji i silnym zastrzykiem poczucia własnej wartości. Powstrzymanie się przed ciągłym wyręczaniem naszych dzieci, to nie lada sztuka: nie dopinać samodzielnie zapiętej kurteczki , nie wymazywać błędów w zeszycie, nie rozwiązywać konfliktu z koleżanką, nie decydować w sprawie wyboru sukienki na rozpoczęcie roku szkolnego. Być z dzieckiem, wspierać je, dać poczucie bezpieczeństwa i akceptację ale nie robić wszystkiego za dziecko.
Inwestycja w nasze kompetencje wychowawcze pozwoli zbudować zdrowe, oparte na zaufaniu relacje z dziećmi, nauczyć je współpracy, niewymuszonej dyscypliny, umiejętności rozwiązywania problemów i systemowego podejścia do sytuacji konfliktowych. Takiego wychowania nie wspierają metody oparte na wymuszaniu posłuszeństwa za pomocą systemu kar i nagród, które owszem, działają ale tylko w stosunku do małych dzieci. Trudno wyobrazić sobie 16-latka, na którym robi wrażenie groźba nieoglądania TV przez 3 dni. Takie metody wymagają stałego modyfikowania i nadzoru ze strony dorosłego oraz ciągłego zwiększania ich siły. Stosując te metody wysyłamy dziecku komunikat: „nie ufam ci”, „nie jesteś w stanie sam sobie poradzić”.
To, czego nasze dzieci doświadczą we własnym domu zostanie przez nie przekazane dalej światu. Jeśli będziemy umieli z nimi rozmawiać – one będą umiały rozmawiać z innymi. Jeśli nauczymy się je słuchać – one usłyszą innych. Jeśli nauczymy je szacunku do siebie – będą umiały swobodnie konfrontować się w obronie własnych potrzeb i wartości.
Z takimi umiejętnościami z ufnością patrzy się w przyszłość: cokolwiek ona przyniesie, będzie źródłem nowych szans i perspektyw. Zmienią się technologie i warunki życia, podręczniki szkolne i metody nauczania, szybciej będziemy podróżować i szybciej się komunikować ale jedno pozostanie niezmienne: głębokie pragnienie miłości i akceptacji ze strony drugiego człowieka. Dzieci potrzebują od nas miłości, która nie stawia warunków, chcą żebyśmy w relacji nimi byli prawdziwi i szczerzy. Będzie to możliwe jeśli sami zaakceptujemy siebie.
Tekst opracowany we współpracy z Magdaleną Dotkuś.